Na kolejny dzień naszej trekkingowej wyprawy po izraelskiej pustyni planujemy absolutny hit. W pobliżu Ejlatu są trzy popularne atrakcje turystyczne, o których słyszał każdy tu przybywający: rafa koralowa, Timna Park oraz Red Canyon. Rafę koralową już oglądaliśmy, Timna Park odwiedzimy za dwa dni, dzisiaj natomiast chcemy obejrzeć Red Canyon. W opisach tego miejsca często można znaleźć porównania do Kanionu Antylopy w Arizonie. To mocna rekomendacja.
Kiedy planowaliśmy trasy po pustyni Negew, Red Canyon od początku był na krótkiej liście celów obowiązkowych. Jest przecież łatwo dostępny, znajduje się tuż przy szosie z Ejlatu na lotnisko Ovda. Jest też krótki, czyli łatwo go wkomponować między inne wycieczki. I oczywiście jest bardzo atrakcyjny, obejrzane w internecie zdjęcia nie zostawiają w tej kwestii wątpliwości.
Tak… tyle teorii. Niestety w rzeczywistości jest tak, że wielokrotnie powtarzana teoria żyje jakby własnym życiem i ze swoją siostrą praktyką zdaje się nie mieć nic wspólnego.
Jak dojechać do Czerwonego Kanionu?
Zacznijmy jednak od początku. Red Canyon leży 20 km od Ejlatu. Można tam dojechać autobusem, podobno można też złapać stopa. Z tą drugą metodą zalecamy ostrożność lub dużo cierpliwości. Droga nr 12 jest wykorzystywana zwłaszcza przez auta jadące do licznych tutaj baz wojskowych. Bardzo mało aut jeździ w tym kierunku aż do kanionu. Chyba głównie można liczyć na innych turystów, którzy jadą do Czerwonego Kanionu wynajętym autem. Mamy już wypożyczony samochód i bez komplikacji około godziny 9 rano stajemy na parkingu. Dojazd od szosy szutrową drogą jest krótki i wygodny, trasa jest dobrze przygotowana.
Na parkingu dziwimy się po raz pierwszy: stoją tam już cztery wielkie autobusy. Niezrażeni wchodzimy na zielony szlak i podążamy krętym wąwozem. Przed nami idzie grupa młodzieży, niestety słychać ich już z daleka. Kiedy jednak dzieciaki stają słuchając swojego przewodnika szybko ich mijamy, ciesząc się, że zobaczymy kanion przed nimi.
Droga, początkowo wąska i kręta, staje się teraz szersza, mijamy coraz bardziej kolorowe skały. Już w oddali widzimy szczelinę kanionu. Podchodząc bliżej stwierdzamy, że jednak w samotności to chyba kanionu nie obejrzymy…
Zablokowany Red Canyon
W cieniu przed kanionem czeka na swoją kolejkę jeszcze jedna wycieczka. W pierwszym obniżeniu skalnym ściska się młodzież z kolejnego autobusu. Praktycznie wszyscy stoją w miejscu. We właściwej części kanionu bardzo powoli przesuwają się pojedyncze osoby. Na wszystkich drabinkach, w każdym przewężeniu każdy chce mieć zdjęcie, choćby selfie. Niby nic dziwnego ale tam przeciska się ze 200 osób… Wokół jest głośno, słychać śmiechy, krzyki i muzykę odtwarzaną z wielu przenośnych głośników. Patrzę na to z góry i żałuję, że tak późno wyjechaliśmy z Ejlatu. Nie tak miała wyglądać ta ładna wycieczka…
No trudno, udawajmy, że nic się stało. Nie zamierzamy czekać tutaj dwóch godzin, aż ten tabun zblazowanych, hałaśliwych nastolatków przeciśnie się przez skalny labirynt. Decydujemy się ominąć Red Canyon i pójść dalej wzdłuż Wadi Shani, a Red Canyon zwiedzimy wracając. Wchodzimy więc na czarny szlak, którym zwykle turyści wracają na parking. Idziemy tuż nad krawędzią kanionu, ścieżka jest w kilku miejscach ubezpieczona stalowymi stopniami i poręczami. Widoki z góry są bardzo obiecujące,
Wadi Shani
Gdy schodzimy na dno kanionu widzimy wielką tablicę informującą o końcu krótkiej trasy i zachętę by czarnym szlakiem udać się na parking. Dla nas dopiero w tym miejscu zaczyna się wycieczka. Za tablicą nie ma już nikogo i swobodnie idziemy wzdłuż skalnej ściany. Sucha dolina Wadi Shani prowadzi nas przez wybitnie erozyjny krajobraz. Mijamy wielkie bloki piaskowca, które oderwały się od pionowego klifu. Zastanawiamy się, co się musi wydarzyć, żeby kolejne fragmenty klifu runęły w dół.
Idziemy dnem okresowej rzeki. Zapewne, po silnych opadach deszczu, woda płynie tu z wielkim impetem. Obecnie wierzchnia warstwa piasku to spalone słońcem, wyschnięte i spękane łuski.
Szlak prowadzi nas na wzniesienie, z którego rozpościera się ładny widok na dolinę otoczoną skałami. Odpoczywamy w cieniu wielkiego głazu po czym decydujmy się zawrócić. Wszak naszym głównym celem na ten dzień ma być Red Canyon.
Wracając zauważamy intensywnie ubarwioną jaszczurkę. To samiec agamy syjamskiej, przybierający w okresie lęgowym jasnoniebieski kolor.
Po drodze udaje nam się wypatrzeć następne pustynne zwierzęta. Głównie czmychają przed nami kolejne jaszczurki, ale kilka razy mogliśmy przyjrzeć się też półmetrowej długości ssakom. To pokryty futrem góralek (Rock Hyrax). Niezwykle zwinny i płochliwy.
I jeszcze jeden wąwóz
Dochodzimy do skrzyżowania szlaków i za czarnymi znakami skręcamy w lewo. Czyli nie idziemy bezpośrednio do Czerwonego Kanionu, tylko kolejnym wąwozem kierujemy się na parking. To jest tzw. długa pętla, którą po przejściu Czerwonego Kanionu można wrócić do auta. Idziemy krętą, wąską ścieżką pomiędzy blisko stojącymi skałami.
Dalej otwiera się przed nami kamienny kocioł z wysokimi ścianami. Krajobraz pełen jest przykładów erozji, ale bardzo nam się podoba. Czeka nas teraz wspinaczka jakieś dwadzieścia metrów w górę po oberwanych skalnych blokach.
Ostatnie metry w górę są dość eksponowane, a więc i zaopatrzone w stalowe ubezpieczenia. Największe wrażenie robi jednak przejście krawędzią kotła tuż nad nad urwiskiem. Jest emocjonująco i pięknie zarazem.
Po wejściu na bezpieczne wypłaszczenie czeka na nas kolejna mała nagroda. Otóż jeden góralek jakby czekał, aż wejdziemy na górę, a pośpiesznie umknął dopiero, gdy podszedłem na jakieś 15 metrów.
Tak nam minęły cztery godziny od chwili wejścia na szlak. Jest po trzynastej i wkrótce zakończymy nasz dodatkowy trekking i ponownie staniemy przed Red Canyon. Idziemy jeszcze chwilkę czarnym szlakiem, po czym skręcamy w prawo i szlakiem czerwonym dochodzimy do miejsca, gdzie zostawiliśmy auto. Na szczęście większość autokarów już odjechała, ostatni właśnie się zapełnia, mamy więc nadzieję, że Red Canyon czeka już tylko na nas.
Red Canyon
Przed kanionem szlak się rozwidla. Czarny skręca w prawo i prowadzi turystów ponad kanionem. My idziemy w lewo i w dół. Red Canyon rozpoczyna się jako płytki wąwóz, ale stopniowo się pogłębia zmuszając nas do schodzenia stromo w dół.
Kanion okazuje się być zaopatrzony w liczne ubezpieczenia znane z dróg typu via ferrata. Korzystamy więc ze stalowych stopni, drabinek, czy prętów zamocowanych w ścianach kanionu.
Red Canyon jest wąski, kręty i ma dość wysokie ściany, w środku panuje więc półmrok. Idziemy po drobnych, luźnych kamieniach, ściany natomiast są z litej skały, z wyraźnymi poziomymi smugami o różnych odcieniach. Skały nad naszymi głowami są miejscami tak ukształtowane, że tworzą jakby łukowate sklepienia.
Red Canyon powstał przez trwające tysiące lat wymywanie piaskowca przez spływającą wodę. Większe opady mogą wprost spowodować powodzie błyskawiczne (flash floods), które w krótkim czasie wypełnią cały kanion pędzącą z ogromną mocą wodą. W takich chwilach lepiej trzymać się z dala od zagrożonych terenów.
Red Canyon nas oczarował. Oprócz naszej dwójki prawie nikogo nie ma w kanionie. To świetnie, bo możemy do woli zachwycać się niesamowitymi kształtami i kolorami kanionu. Red Canyon ma zaledwie 300 metrów długości, po dojściu do końca zawracamy, bo spacer w przeciwnym kierunku daje zupełnie nowe doznania wizualne. Jakby sam kanion się wydłużył.
Po wyjściu z kanionu skręcamy w prawo i wspinamy się czarnym szlakiem po skałach. Pokonawszy kilka eksponowanych, ale zarazem ubezpieczonych odcinków stajemy nad kanionem.
Po obejrzeniu widoków z góry dochodzimy do rozstaju szlaków czarnego i zielonego. Stąd mamy już bardzo blisko do parkingu.
Oczekiwania versus rzeczywistość
Cała wycieczka, a zwłaszcza sam Red Canyon bardzo nam się podobały. W naszym przypadku nie sprawdziły się jednak powszechnie powtarzane ogólnikowe superlatywy opisujące Red Canyon.
Miał być łatwo dostępny – był niemal niedostępny. Przez swoją popularność przez pół dnia był zakorkowany gęstym strumieniem turystów masowo przywożonych autokarami wycieczkowymi. Przy kanionie jest parking, to oczywisty plus. Kto jednak nie ma własnego auta zdany jest na bardzo rzadkie kursy autobusów, lub długie polowanie na stopa.
Red Canyon miał być celem krótkiej wycieczki i łatwo dać się wkomponować między inne atrakcje. Realnie na Red Canyon poświęciliśmy niemal cały dzień. Na szczęście spacer tzw. długą pętlą był atrakcyjny i nie mamy wrażenia, że traciliśmy czas. Warto jednak być świadomym, że nawet tak pozornie krótka wycieczka może się nadzwyczaj wydłużyć.
Widzieliśmy w internecie bardzo kolorowe zdjęcia z kanionu. W naszym przypadku nie było aż tak barwnie, ale może to kwestia wizyty w godzinach popołudniowych i mniejszej ilości światła. Nie piszę, że kanion nie wygląda ładnie. Jest przepiękny. Ale niepotrzebnie oczekiwałem, że w rzeczywistości zobaczę tak żywe kolory i silne kontrasty. Dla porównania mogę stwierdzić, że skały tworzące odwiedzony przez nas dzień wcześniej Lost Canyon mają wyraźnie ciemniejszy i intensywniejszy, a więc ciekawszy koloryt.
Praktyczne konkrety
– warto wybrać się na szlak z samego rana, w środku sezonu turystów może być bardzo dużo,
– dojazd do Czerwonego Kanionu to, licząc od ostatniego ronda w Ejlacie, 18 km jazdy szosą numer 12 plus 1,5 km szutrową drogą na parking przy początku zielonego szlaku,
– dojechać też można autobusem linii 392 z dworca w Ejlacie; wysiąść należy na siódmym przystanku o nazwie: Har Uziya Red Canyon,
– parking jest bezpłatny,
– wejście do kanionu jest bezpłatne,
– trudność szlaku jest niewielka, wymagana jest dobra ogólna koordynacja i odpowiednie do skał obuwie, zamontowane zabezpieczenia gwarantują pokonanie stromych odcinków,
– można na szlak wybrać się z dziećmi, będą miały sporą frajdę, wózek dziecięcy szlaku jednak nie przejedzie,
– na parkingu można pobrać ulotkę ze schematem szlaków, taką jak poniżej:
– zależnie od czasu, jaki chcemy poświęcić na Red Canyon, mamy do wyboru dwie opcje wyboru trasy:
A. krótka pętla: przejście kanionu zielonym szlakiem i zaraz potem skręt w prawo do góry i czarnym szlakiem powrót ponad kanionem; to same skondensowane atrakcje, gwarantowane niesamowite widoki zarówno z dołu jak i z góry
B. długa pętla: od początku kanionu idzie się cały czas szlakiem zielonym, po około 2 km skręt w wąwóz po prawej stronie i dalej w ślad za czarnymi znakami, wspinaczka stromą ścianą na poziom płaskowyżu, następnie czerwonym szlakiem powrót na parking; to doskonałe uzupełnienie krótkiej pętli o niesamowity erozyjny wąwóz Southern Wadi Shani.
Co my polecamy? Połączenie obu wersji, tzn obejrzenie kanionu z czarnego szlaku ponad nim, następnie już pełna długa pętla. Zarówno sam kanion jak i jego okolice są bardzo ciekawe i warto je zobaczyć.
Na następny dzień trekkingu po pustyni Negew planujemy przejście pierwszego odcinka Izraelskiego Szlaku Narodowego (Szwil Jisra’el) od Yehoram Night Camp do Morza Czerwonego.
Podobne wpisy:
Izrael: Czy też chcesz zobaczyć Red Canyon?
Wycieczka do Red Canyon – pięknej naturalnej atrakcji na izraelskiej pustyni Negew, w pobliżu miasta Ejlat. Niczym Kanion Antylopy w Arizonie.
Izrael: Odnaleźć Lost Canyon
Izrael: trekking przez pustynię Negew w pobliżu Ejlatu. Na trasie podziwiamy takie skalne atrakcje jak: Amram Pillars, Shehoret Canyon i wyjątkowo piękny Lost Canyon.
Izrael: Góry Ejlat – pierwsze spojrzenie
Wejście na Mt Tzafachot – najbliższy z plaży przy Ejlacie szczyt, z którego można obejrzeć szeroki widok na góry Ejlat i południową części pustyni Negev
Izrael: trekking po pustyni Negew
Izrael: 11 dniowy trekking po pustyniach. Wzdłuż Izraelskiego Szlaku Narodowego: od Morza Czerwonego po Morze Martwe: kaniony, doliny, skaliste szczyty, przepaście a nawet gorące źródła…