Co Waszym zdaniem robią zazwyczaj rodzice, którzy wysłali dzieci na wakacje? Odpoczywają? Imprezują? Remontują mieszkanie? 🙂

My mieliśmy taki pomysł: zrobić jakąś długą trasę rowerową , o dystansie którego nie odważymy się pokonać z dziećmi. Już od jakiegoś czasu marzyłam o zrobieniu rowerem „setki” w ciągu jednego dnia. Jednak wiadomo, że taki dystans wymaga trochę czasu. Postanowiliśmy te plany zrealizować właśnie teraz. Wybieramy się więc na weekendową wycieczkę rowerową, z zamiarem pokonania w niedzielę ponad stu kilometrów. Jako punkt docelowy wybieramy Wałcz (mieliśmy tam pewną „misję”)

Zaczynamy od rozgrzewki – dwadzieścia kilometrów do Rogoźna. Dla mnie rozgrzewka przypada wczesnym rankiem, bo muszę po prostu dojechać tam do pracy. Po pracy pędzimy rowerami na dworzec kolejowy i wsiadamy w pociąg relacji Poznań – Piła.  Wysiadamy w miejscowości Dziembówko i kierujemy się przez Ujście, Stobno i Gostomię na Wałcz.

Najpiękniejsze widoki mamy w okolicach Róży Wielkiej: jezioro i piękne pole pełne słoneczników w zachodzącym słońcu. Pagórkowaty teren czyni okoliczne pola bardzo malowniczymi.

Łącznie w sobotę pokonaliśmy 65 km. Nocujemy na obrzeżach Wałcza, nad Jeziorem Zamkowym, oczywiście rozbijając namiot „na dziko” tuż przy wodzie.  Można tam wjechać wyłącznie rowerem, droga w lesie jest kompletnie zarośnięta, więc nie spodziewamy się żadnych nieproszonych gości. A jednak są – w nocy słyszymy wiele zwierząt. Na pewno odwiedziły nas dziki.

Kolejnego dnia dojeżdżamy do Wałcza. Nie chcemy za bardzo poświęcać czasu na zwiedzanie tego miasta, jednak nie odmawiamy sobie objechania jeziora Raduń i przejścia przez łączący dwa brzegi wiszący most.  Wygląda na to, że na jeziorze dużo się dzieje, co chwilę widzimy płynące łodzie, kajaki, motorówki.

Wokół jeziora jest poprowadzona ścieżka, korzysta z niej sporo osób na rowerach, biegaczy czy spacerowiczów.

Wyjeżdżamy z Wałcza kierując się na Trzciankę – jest to zdecydowanie jeden z najmniej przyjemnych fragmentów naszej trasy ze względu na duży ruch samochodowy. Następnie ponownie jedziemy trasą Róża Wielka – Pokrzywno, mamy więc okazję jeszcze raz obejrzeć piękne widoki.

Dalej jedziemy przez Ujście, Chodzież i Margonin, oczywiście wybierając szosy o znikomym ruchu samochodowym. Najbardziej wyczerpujący odcinek (głównie psychicznie) to dwadzieścia kilka km z Margonina do Wągrowca. Pokonaliśmy ten odcinek w deszczu, mijani dosłownie co chwilę przez pędzące auta, których kierowcy chyba kompletnie są pozbawieni wyobraźni, ponieważ mijając rowerzystę w ogóle nie zmieniają swojej prędkości ani toru jazdy.  Przejechałam te ostatnie kilometry chyba tylko siłą woli, bo na pewno nie siłą mięśni.

Pomijając dwa, może trzy niewielkie odcinki o nasilonym ruchu samochodowym, jest to świetna trasa dla osób które chcą pojeździć spokojną drogą asfaltową. W większości nasza trasa wiodła przez lasy, wioski, pola; ruch był tam naprawdę minimalny.

W niedzielę pokonujemy w sumie 110 km. Łącznie podczas weekendu mamy więc na liczniku 175 km. Cieszę się, że udało mi się zrobić tę wymarzoną „setkę”. A trasę polecam – widokowo bardzo przyjemna, droga to w większości gładziutki asfalt, pięknie się jedzie.

To już koniec wpisu! Podobał Ci się? Polub nas! Poleć znajomym! Skomentuj!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*
*
Website