Fala upałów nad Europą zachęca nas do szukania jak najlepszego miejsca na rodzinne spędzenie kliku wolnych dni. Wybieramy wybrzeże Bałtyku, nad którym tym razem nikt nie może narzekać na złą pogodę. Jesteśmy w Sarbinowie, zbliża się południe. Nie bardzo chcemy smażyć się na plaży. Za to stanowczo wolimy spędzić czas aktywnie. Podjeżdżamy kilka kilometrów, żeby odwiedzić Park Linowy w Mielnie. Zarówno Milena jak i Mikołaj lubią wspinaczkę, więc i zabawa na sztucznych przeszkodach powinna być dla nich atrakcyjna.
Park Linowy Tukan
W parku linowym dostępnych jest siedem tras. Dla naszych dzieci odpowiednie wysokością będą trasy żółta, fioletowa oraz czerwona. Sympatyczna właścicielka rekomenduje trasę czerwoną, jako najtrudniejszą. Żeby dać dzieciom więcej zabawy, wykupujemy pakiety tras żółta + czerwona. Żółta na rozgrzewkę, a czerwona jako wyzwanie ambitniejsze, które nam trochę zmęczy dzieci.
Po krótkim przeszkoleniu dzieciaki wchodzą na żółtą trasę. Nie jest trudna, oboje dobrze sobie radzą. Trasa ma 18 atrakcji na dystansie 130 m. Za najciekawszą przeszkodę zgodnie uznają tzw. deskorolkę.
Kiedy najmłodsi mierzą się z niespodziankami na pierwszej drodze, właścicielka parku zachęca mnie do spróbowania swych sił na trasie najtrudniejszej – czarnej. Okazało się to świetnym pomysłem. Czarna trasa rozpoczyna się wspinaczką po drabince ze stalowej linki. Właściwą zabawę zaczynam więc piętnaście metrów nad ziemią. Przechodzę kilka przeszkód po ruchomych belkach i zawieszonych linach. Te wymagają nieco zręczności i koordynacji ruchów. Jest też przeszkoda natury psychologicznej – skok w kierunku linowej pajęczyny. W dalszej części trasy podobają mi się długie tyrolki. Są też miejsca wymagające siły mięśni, jak ta, gdzie muszę najpierw oburącz podciągnąć się na linie i dopiero potem stopami ustabilizować ruchomą belkę, by posłużyła jako podparcie. Czas tak mi szybko mija, że zaskoczony staję przed długą drabinką prowadzącą na ziemię. Czyżbym już przeszedł wszystkie 22 atrakcje?
Zaniepokojony wizją końca dobrej zabawy upewniam się, czy to aby nie jest tylko wyjście ewakuacyjne. Właścicielka potwierdza, że to koniec trasy, ale widząc mój niedosyt ma dla mnie wyjątkową propozycję. Skoro nie zmęczyłem się do tej pory, to mogę spróbować przejść tę trasę w przeciwnym kierunku. Uprzedza przy tym, że pokonanie tyrolek pod górę jest bardzo wyczerpujące. Z chęcią korzystam z tej propozycji. Drugie tyle zabawy – świetna opcja. Tyrolki są istotnie najciekawsze. I cięższe, bo pokonywane siłą własnych mięśni i nietypowe, bo posuwam się tyłem w kierunku celu. Kiedy docieram do przeszkody ze skokiem Tarzana czeka na mnie kolejna propozycja do rozważenia. Słyszę, że istnieje możliwość wykonania tego skoku bez trzymania liny. Coś jak skok na bungee. Upewniam się, czy to nie żart i że jest bezpieczne, po czym skaczę. Stres jednak jest duży, czuję wyrzut adrenaliny. Kończę swoje spadanie w dolnej części pajęczyny i szybko wspinam się na platformę. Serce wali okrutnie. O tak, teraz czuję, że trasa dała mi to na co liczyłem. Trochę wysiłku, trochę pozornego ryzyka i szansę na przełamanie się, wykonanie kolejnego małego kroczku poza próg własnych możliwości. To wszystko tylko dzięki dobrej woli przemiłej właścicielki parku. Wielkie dzięki!
Gdy w końcu schodzę na ziemię widzę, że zdążyłem akurat na kilka ostatnich przeszkód mojej Milenki na czerwonej trasie. Radzi sobie bardzo dobrze, dzielna dziewczyna.
Czerwona trasa jest istotnie trudniejsza od żółtej, na dystansie 170 metrów zbudowano 16 atrakcyjnych przeszkód. Oboje za najbardziej wymagającą uznali przeszkodę z luźnymi pętlami, w które należało wstawiać stopy.
Najważniejsze, że każdy, po przejściu swoich tras jest bardzo zadowolony. Park Linowy Tukan oferuje utrudnienia dość urozmaicone i nieprzesadnie długie. Największym plusem parku linowego jest bardzo serdeczna i przyjazna ekipa tam pracująca. Dlatego bardzo polecamy odwiedzenie tego miejsca każdej rodzinie wypoczywającej w Mielnie. Dla dzieci na pewno znajdą się atrakcje dopasowane do ich możliwości. Tras jest wiele, dorośli też mogą się sprawdzić.
Przystań rybacka w Unieściu
Po opuszczeniu parku linowego nieco zmęczeni i głodni kierujemy się do najlepszego w okolicy miejsca na obiad: na przystań rybacką w Unieściu. To jakieś 20 minut spacerkiem wzdłuż brzegu. Z przyjemnością idziemy wygodną promenadą zawieszoną kilka metrów ponad plażą.
Zajmujemy miejsca w restauracji o nazwie Marina Unieście. Oferuje ona najlepsze widoki na morze, plażę i kutry stojące na brzegu.
A kulinarnie? Wybraliśmy zupę rybną i dorsza z pieca z surówkami. Bardzo nam smakowało. Możemy spokojnie polecić to miejsce. Porcje są duże, a jedzenie smaczne. Gdyby ktoś miał ochotę na kolejne smakowe doznania, to w okolicy jest mnóstwo wędzarni oferujących zarówno ryby z porannego połowu, jak i te z odległych wód.
Piękna pogoda pozwala nam na leniwe brodzenie w płytkiej wodzie i spokojny powrót do Mielna. Przy okazji możemy z bliska przyjrzeć się wyciągniętym na brzeg kutrom rybackim. Mają swój niezaprzeczalny urok.
Powoli wracamy plażą do Mielna. Niewiele jest przyjemniejszych form ruchu niż spacer na boso po piasku regularnie zalewanym falami morza.
Podobne wpisy:
Kamminke
Rowerowa wycieczka z dziećmi ze Świnoujścia do małej rybackiej wioski Kamminke nad Zalewem Szczecińskim
Koserow – Truskawkowe Miasteczko
Odwiedzamy Truskawkowe Miasteczko w niemieckim Koserow. To atrakcyjne połączenie tradycyjnej przetwórni truskawek ze sklepem i wspaniałym placem zabaw
Świnoujście – Bansin na rowerze
Rowerowa wycieczka z dziećmi na trasie Świnoujście – Ahlbeck – Hernigsdorf – Bansin.