Kontynuuję trekking przez Himalaje. Wczoraj wyruszyłem z Lukli i dotarłem do Benkar. Dzisiaj idę do stolicy Szerpów – Namche Bazar.

Benkar

Budzę się w strasznie zimnym pokoju, za to jestem doskonale wyspany. Szybko się ubieram i schodzę do jadalni, aby ogrzać się przy gorącej herbacie. Na śniadanie wybieram masala omlet, czyli wersję omletu z dodatkiem warzyw i indyjskich przypraw. Z perspektywy całego trekkingu uważam to danie za najlepszy poranny posiłek. Nasycony ciepłym himalajskim śniadaniem mogę zacząć wędrówkę pomimo mroźnej aury. Wkrótce zresztą zza gór wychodzi słońce i rozgrzewa dolinę.

Kiedy dochodzę do kolejnego mostu zawieszonego nad rzeką Dudh Koshi, jest już i jasno i ciepło. Sam most wydaje mi się wyjątkowo ładnie umiejscowiony. Nawet w pobliżu wypatrzeć można mały wodospad.

Park Narodowy Sagarmatha

Następnie szlak pnie się się w górę i prowadzi do wioski Monjo. To miejsce wymaga osobnego komentarza, gdyż tutaj właśnie wchodzę na teren Parku Narodowego Sagarmatha. Krótkie wyjaśnienie nazwy: Sagarmatha to nepalskie słowo oznaczające Mount Everest. Park ten obejmuje trzy główne doliny najwyższych partii Himalajów: Bhote Koshi, Dudh Koshi oraz Imja Khola. Należą więc do niego takie szczyty jak: Mount Everest, Lhotse czy Czo Oju. W 1979 roku Park Narodowy Sagarmatha został wpisany na listę Światowego Dziedzictwa UNESCO.

Na samym końcu wsi, tuż przed stromym zejściem w dół, muszę się zatrzymać dla dopełnienia kilku formalności. W budynku po lewej stronie drogi znajduje się kasa parku, a po prawej stronie punkt kontrolny, w którym muszę jeszcze okazać paszport. Bilet wstępu do parku kosztuje 3000 NRP. Warto spojrzeć na zdjęcie, aby zobaczyć kontrast obu budynków. Siedziba parku to pięknie zdobiona, piętrowa, kamienna konstrukcja. Natomiast policja turystyczna zajmuje malutką, drewnianą budkę.

Liczba turystów na szlaku

Stojąc w kolejce mogę przyjrzeć się statystykom wizyt turystów odwiedzających park w kolejnych latach. Przed dwudziestoma laty było ich około 20000 rocznie, przed dziesięcioma laty już 30000 rocznie. Ostatnie lata to skokowy wzrost uczestników trekkingów: w 2017 roku – 50000, w kolejnym prawie 58000. Najpopularniejsze wśród turystów miesiące na rozpoczęcie trekkingu to październik, kwiecień i listopad.

Skoro już jesteśmy w temacie statystyki, to jeszcze informacja, z jakich krajów najczęściej pochodzą turyści. Są to: Stany Zjednoczone, Australia, Wielka Brytania i Niemcy. Rzadziej mija się przybyszów z Japonii, Francji czy Indii.

Minąwszy punkt kontrolny dostrzegam imponującą, kamienną bramę, zdobioną w środku barwnymi malowidłami oraz wyposażoną w rzędy młynków modlitewnych. Jest to tradycyjna brama „kani”, prowadząca do „beyul” – świętej, ukrytej doliny. Nie chciałbym skończyć na samym przetłumaczeniu tych nazw. Mają one setki lat, a zrozumienie ich znaczenia może być wartościowe także dla ludzi współczesnych. Warto im poświęcić trzy akapity.

Beyul – ukryta, święta dolina

Zgodnie z tybetańską tradycją buddyjską beyul jest świętą, sekretną doliną, pobłogosławioną przez Guru Rinpocze jako miejsce pokoju i duchowego schronienia. Guru Rinpocze był duchowym mistrzem, który w VIII wieku przyniósł przekaz buddyzmu z Indii do Tybetu i w Himalaje. Beyul to podobne do raju miejsce, oddalone od cywilizacji, którego odnalezienie wymaga wysiłku i poświęcenia. Wewnątrz beyul światy fizyczne i duchowe nakładają się, a skuteczność praktyki duchowej wzrasta. Beyul cechuje się wysokim poziomem różnorodności biologicznej i niewysłowionym pięknem otoczenia. Zamieszkujący je buddyści zobowiązani są traktować naturę z najwyższym szacunkiem. W Beyul poszczególne jeziora, skały i jaskinie są często uważane za dom dla istot duchowych. Nieakceptowane są tu żadne konflikty, polowania i zakłócanie naturalnego krajobrazu.

Postawiona w Monjo kani otwiera drogę do takiej właśnie odizolowanej doliny. Chodzi o dolinę Khumbu, która jeszcze niedawno idealnie odpowiadała opisowi beyul. Region Khumbu w dużej mierze pokrywa się z obszarem Parku Narodowego Sagarmatha, należą do niego między innymi Namche Bazar, Thame, Khumjung, Khunde, Pangboche czy Tengboche. Przodkowie Szerpów osiedlili się tutaj w XIV wieku uciekając z Tybetu przed prześladowaniami religijnymi.

Khumbu nadal jest odległą, ukrytą doliną, otoczoną wysokimi, ośnieżonymi górami. Niestety przez ogromny wpływ turystyki w coraz mniejszym stopniu stanowi schronienie dla ludzi i ich kultury oraz całego bogactwa roślin i zwierząt. Napływ turystów powoduje rozwój internetu, transportu, edukacji i wzrost zamożności mieszkańców. Te pozorne zalety niosą ze sobą jednak zmianę stylu życia i ryzyko odejścia młodych od tradycyjnej kultury i wartości, takich jak beyul.

Idea beyul niesie niesamowity przekaz i stanowczo warta jest przemyślenia. W czasach gdy większość powierzchni Ziemi jest bezrefleksyjnie eksploatowana, gdy jedna katastrofa ekologiczna goni drugą, dolina beyul zdaje się być rajem. Czyżby dla mnie dostępnym niemal na wyciągnięcie ręki? A może jednak nieosiągalnym, skoro idę szlakami wyznaczonymi dla turystów i tylko realizuję swoje małe, egoistyczne plany, wiedzę o buddyzmie mając absolutnie szczątkową?

Brama powinna powstrzymać złe moce przed dostaniem się do osady, a namalowane na sklepieniu mandale mają zesłać błogosławieństwo na przechodzących. Wchodząc do doliny Khumbu warto przeczytać treść tablicy zawieszonej na bramie.

Wiszące mosty

Przed wioską Jorsalle przechodzę przez rzekę Dudh Koshi, za wioską kolejny raz ją pokonuję. Wspinam się sto metrów w górę, by znowu dojść do tej samej rzeki i przejść jeden z ładniejszych mostów łączących oba jej brzegi. Wiszące mosty są zazwyczaj obwieszone flagami modlitewnymi. Tutaj jest od nich bardzo kolorowo.

Określenie most wiszący pozornie mówi o nim wszystko. Ale ponieważ ten most jest wyjątkowo długi to emocji daje więcej niż inne. Po pierwsze buja nim całkiem mocno. Ludzie idący po odległym fragmencie mostu powodują, że cała konstrukcja faluje. Mózg co chwilę jest zaskakiwany przemieszczaniem się podłoża pod nogami. To wymaga przyzwyczajenia się. Ale gorsze jest to, że idąc z ciężkim plecakiem muszę się nieźle wysilić, by dojść na drugą stronę mostu. Po prostu środek długiego mostu tak bardzo opada w dół, że przejście ostatniej jego ćwiartki jest już męczącą wędrówką pod górę.

Most którym idę, wisi nad rzeką Dudh Koshi. Kawałek dalej, do „mojej” rzeki wpływa Bhote Koshi, rzeka wzdłuż której zamierzam wracać za trzy tygodnie, kończąc szlak trzech himalajskich przełęczy. Poniżej widać drugi most, łączy on części szlaku aktualnie niedostępne dla ruchu turystycznego.

Stromo przez las

Z tego miejsca pozostaje do Namche Bazar jeszcze około trzech kilometrów. Brzmi optymistycznie, jednak dopiero tutaj spodziewam się wylać większą ilość potu. Teraz czeka na mnie najbardziej stromy odcinek trasy Lukla-Namche Bazar. Do pokonania jest 550 metrów w pionie.

W trakcie podchodzenia uświadamiam sobie, jak konsekwentnie zmienna jest tutaj pogoda. Wczoraj najładniej było od dziewiątej do jedenastej rano. Po południu chmury zasłaniały już większość nieba. Dziś jest podobnie; nad ranem mogłem zachwycać się niebieskim niebem, teraz chmur jest coraz więcej. Takie zmiany pogody są całkowicie typowe dla tego rejonu. Martwi mnie to tym bardziej, że właśnie zbliżam się do punktu widokowego, z którego można dostrzec Mount Everest. Niestety, nie mam szczęścia, dzisiaj tego szczytu nie zobaczę. Na punkcie widokowym można za to nabyć wodę i owoce.

Pozostaje mi ostatni odcinek żmudnej wspinaczki do Namche Bazar. Faktycznie, teraz bardziej czuję ciążący plecak. Mimo to staram się powoli iść naprzód i nie robić zbyt wielu przystanków. W pobliżu Namche trafiam na kolejny tego dnia posterunek policji, gdzie ponownie muszę się wylegitymować i zadeklarować trasę trekkingu.  Przed trzynastą docieram do pierwszych zabudowań Namche Bazar. Od razu rzucają się w oczy ciekawe obrazy. Na przykład, jak wygląda robienie prania w Himalajach. Albo, jak tamtejsi chłopcy emocjonują się grą w karciane pokemony.

Namche Bazar – stolica Szerpów

Namche Bazar określa się jako stolicę Szerpów. Jest to największa miejscowość w zdominowanym przez Szerpów rejonie Khumbu. Namche Bazar jest miasteczkiem o wyraźnie górskim charakterze. Pełno w nim schodów, krętych uliczek, a domy są pobudowane tarasowo na coraz wyższych partiach zbocza. Po tym intensywnym podejściu z Monjo jestem solidnie zmęczony. Chwilę trwa, zanim w tym labiryncie kamiennych domów znajdę sobie nocleg. Kiedy w końcu dostaję pokój, padam na łóżko solidnie wyczerpany. Przyjrzeć się miasteczku mogę dopiero po krótkim odpoczynku. Zabudowania Namche Bazar układają się zgodnie z ukształtowaniem wzgórza w kształt podkowy.

Namche Bazar

W centralnym, a zarazem najniższym punkcie miasteczka zbudowano stupę. Prowadzą do niej szerokie schody, wzdłuż których stoją kolorowe młynki modlitewne. Obok stupy postawiono pomnik upamiętniający postać Pemba Doma Sherpa. Była to mieszkanka Namche Bazar, pierwsza Nepalka, która wspięła się na Mount Everest od strony północnej. W 2007 roku zginęła podczas schodzenia z Lhotse.

Ten fragment Namche Bazar podoba mi się najbardziej, stanowczo warto tu dotrzeć. Tędy zresztą prowadzi główna droga do miasteczka od strony Lukli. Powyżej natomiast mamy labirynt sklepików, barów, restauracji, są też piekarnia, pizzeria, poczta, bank i oczywiście niezliczone lodge. Muszę wspomnieć też o dostępnych kilku bankomatach. Plus, że w ogóle są, bo wyżej już nie będzie ani jednego. Minus, że wszystkie pobierają sporą opłatę za skorzystanie. Jednak lepiej wziąć zapas gotówki z Katmandu, ewentualną nadwyżkę można zabrać w dolarach. Europejski nawyk polegania na kartach płatniczych może się w Himalajach okazać naiwnością. Warte polecenia miejsce na odpoczynek to pizzeria. Poza zamówieniem posiłku można tutaj skorzystać z bezpłatnego WiFi i naładować wszelkie urządzenia elektroniczne.

Namche Bazar zaskakuje mnie gwarem i dużą ilością turystów. Wrażenie to potęguje gęsta, wysoka zabudowa oraz wąskie, zastawione kramami uliczki. Tymi samymi chodnikami, którymi idą turyści, prowadzone są objuczone osły czy jaki. Momentami ciężko się przecisnąć niektórymi zaułkami. Liczba sklepików ze sprzętem turystycznym jest jeszcze większa niż w Lukli. Są też samoobsługowe sklepy spożywczo-przemysłowe, choć jeśli ktoś liczy na wielkopowierzchniowe markety, stanowczo będzie rozczarowany. W górnej, północno-zachodniej części miasteczka stoi klasztor. Zamierzam odwiedzić go jutro, po powrocie z aklimatyzacyjnej wycieczki do wiosek Khumjung i Khunde.

Jeśli ktoś lubi statystyki, podsumowanie drugiego dnia trekkingu znajdzie w tabelce:

Długość trasy 7,18 km
Wysokość punktu startu 2707 m n.p.m.
Wysokość punktu końcowego 3440 m n.p.m.
Różnica wysokości punktu startu i końcowego 733 m
Wysokość maksymalna 3440 m n.p.m.
Wysokość minimalna 2707 m n.p.m.
Całkowite wzniesienie terenu 910 m
Całkowity spadek terenu 177 m
Subiektywna trudność szlaku w skali 1-10 5
Subiektywna atrakcyjność szlaku w skali 1-10 6

Podobne wpisy:

 

To już koniec wpisu! Podobał Ci się? Polub nas! Poleć znajomym! Skomentuj!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*
*
Website